Jak to się stało, że oceaniczny statek otrzymał nazwę "Bydgoszcz"? Tego dowiecie się Państwo na naszym blogu. Zapraszam do lektury artykułu Zbigniewa Urbanyiego pt. "Morscy ambasadorowie Grodu nad Brdą", który ukazał się w Kalendarzu Bydgoskim na rok 1990, R.23, s.84.
Koperta okolicznościowa z 1989 roku. Widać na niej morski statek handlowy,
którego "towarem" jest sztych Erika Dahlberga z 1657 roku przedstawiający panoramę miasta.
17 czerwca 1959 roku z pochylni "A" stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie, przy dźwiękach bydgoskiego hejnału zsunął się do wód szerokiej w tym miejscu Odry zgrabny 6-tysięcznik. Na nie pomalowanych burtach kadłuba pysznił się biały napis "Bydgoszcz". I tak się to zaczęło, albo i... skończyło, jako, że ówczesny minister żeglugi PRL, znakomity skądinąd fachowiec doktor Stanisław Darski nie bardzo chciał tę nazwę nadać...
A wszystko dlatego, że wtedy w Polskiej Marynarce Handlowej panował porządek. Serie były "święte". I tak dla statków oznaczonych symbolem B-45 gdyński armator Polskie Linie Oceaniczne przewidziały nazwy polskich miast, miasteczek i miejscowości, kończących się na literach "ICA". Pierwsza była zatem "Krynica" (imienniczka tej górskiej naturalnie) słynna z tego, że na jej pokładzie wróciły z Kanady arrasy oraz inne wawelskie skarby! Po "Krynicy" kolejne statki otrzymywały nazwy - "Polanica", "Oleśnica". Następny nieco zmodernizowany statek nazywał się "Legnica", a piąty z serii zwał się "Świdnicą". I właśnie wtedy, napisałem w "Ilustrowanym Kurierze Polskim", będąc naonczas jego pracownikiem ów tekst noszący tytuł "Dlaczego nie ma m/s "Bydgoszcz"?. Trzeba przyznać, że szef IKP-a Witold Lassota - pomysł "kupił" błyskawicznie, lecz minister Darski był "twardy jak ta okrętowa stal". Ówczesny szef IKP-a wykorzystał swoje "dojścia" i "wejścia". Doprowadził do "złamania" serii, bo jakby nie czytać, "Bydgoszcz" nie kończy się na literach "ICA".
Pojechałem najpierw do siedziby gdyńskiego armatora, gdzie próbowano mnie namówić, iżby zostawić gotowy kadłub, który nazywał się już "Brodnicą". Zapewniano mnie solennie, iż "na pewno ten następny nazywać się będzie "Bydgoszcz"... Tak oświadczył mi ówczesny asystent dyrektora naczelnego PLO mgr Stanisław Rongers...
Zapytałem go rzeczowo: "a jak przyjedzie jakiś bardzo ważny człowiek z zaprzyjaźnionego obozu, to wtedy na pewno następny statek zmieni nazwę, łamiąc serię..."
Rongers popatrzył na mnie ze zrozumieniem oświadczając jednak, że kasie miejskiej Bydgoszczy przyjdzie zapłacić za demontaż napisu "Brodnica". Nie mając zgody przewodniczącego Prezydium MRN Grodu nad Brdą, niestety, już nie żyjącego Kazimierza Maludzińskiego - bohatersko powiedziałem "miasto zapłaci...”.
Płacić nie trzeba było. Najmłodszy wtedy statek PMH sterczał jak piramida na pochylni "A". Napis "Brodnica" został zdjęty. "Bydgoszcz" objawiła się w całej krasie, rdzawy kadłub zszedł na wodę i tak się to rozpoczęło.
W rejsie próbnym do wybrzeży Bornholmu "Bydgoszcz" potwierdziła zalety. Oryginalny duński silnik "Burmeistra", najlepsze na owe czasy wyposażenie elektroniczne, najwyższa z całej serii prędkość na mili pomiarowej pod Svaneke 17,5 węzła kazała mi po cichu gratulować sobie uporu wtedy w Gdyni, gdy namawiano abyśmy nadali imię "Bydgoszcz" kolejnemu kadłubowi. A ten następny też już nazywał się "Brodnica". Aliści przybył do Polski ówczesny I sekretarz Komunistycznej Partii Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej (CSRS) i prezydent państwa Antonin Novotny.
Podnieść biało-czerwoną! - taką komendę wydał Pierwszy po Bogu kpt. ż.w. Jerzy Zakens swoim oficerom. Przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego oraz bydgoskiego hejnału podniesiono narodowy znak i statek wszedł do służby. Oby najdłuższej, zawsze szczęśliwej i bezpiecznej
Gomułka chciał uczcić to wydarzenie i błyskawicznie - nie na koszt ambasady CSRS w Warszawie - zdjęto napis "Brodnica" i założono "Jan Żiżka" na cześć bohaterskiego rycerza, który walczył ramię w ramię w Zawiszą Czarnym na grunwaldzkich polach...
Statek "Jan Żiżka" stał w "krzakach" przez ponad rok, albowiem był wyposażony w prototypowy silnik polskich konstruktorów. Silnik był i może niezły. Zwany "jamnikiem" doprowadził słynnego kapitana do zawału, albowiem miał dziwną przywarę, nie startowania w chwilach najwyższego zagrożenia... tak więc miałem rację "upierając" się, iżby szósty statek miał się nazywać "Bydgoszcz". Aby zakończyć problem "Brodnicy" - wyjaśnię tylko, że następny, a więc ósmy statek z tej serii otrzymał taką nazwę. Pływał też długo i szczęśliwie zawsze pod flagą PLO.
Z "Bydgoszczą" było nieco inaczej. Właśnie "Świdnica" i statek noszący imię Grodu nad Brdą, stały się filarami linii zachodnio-afrykańskiej Polskiej Żeglugi Morskiej. Jak ten szczeciński armator podbił porty zachodniego wybrzeża Czarnego Lądu - to już zupełnie inny temat. Tutaj wyjaśnię tylko, że Polacy próbowali przed wojną statkiem "Poznań" wedrzeć się na rynek żeglugowy tego regionu świata. Wyprawa z polskim cukrem zakończyła się gospodarczą katastrofą. A teraz PŻM... Był to czas, gdy państwa zachodniej Afryki zdobywały niepodległość i suwerenność. Lecz dawne kolonialne imperia były nadal potężne. Polska Żegluga Morska utrzymała się na tym rynku właśnie dzięki "Bydgoszczy", "Świdnicy" nieco później "Kruszwicy"! Albowiem były to na owe czasy statki piękne, nowoczesne i konkurencyjne!
Potem "Bajgoć" jak mawiali murzyni od Conacry po Lagos, otrzymała na dziobie herb miasta, a w 1975 roku "dołożyliśmy" podobiznę Krzyża Grunwaldu. "Wypukał" ten order, bydgoski plastyk Józef Makowski, a umieszczenie go na dziobnicy to też zupełnie odrębny temat.
W grudniu 1988 roku podczas próbnej podróży w jej pierwszych dniach Bałtyk się nie srożył. Dopiero po zejściu ekipy bydgoskich dziennikarzy, najmłodszy wtedy statek Polskiej Marynarki Handlowej przeszedł prawdziwy chrzest morski. "Gwizdało" do 12 stopni wedle skali Pana Beauforta. Na zdjęciu widok z mostku nawigacyjnego. "Bydgoszcz" posiada nowoczesne dźwigi ładunkowe wyprodukowane w zakładach przemysłu okrętowego "Towimor" w Toruniu
Takoż odsłonięcie 9 maja 1975 roku, dokładnie w 20-rocznicę zwycięstwa w II wojnie światowej. O tym na ogół wiadomo, lecz nie wszyscy wiedzą, że gdyśmy cumowali lewą burtą przy Nabrzeżu Starówka portu szczecińskiego, kotwica "wyjęła" olbrzymią bombę lotniczą... Cud, że statek i my na nim nie polecieliśmy w ostatnią podróż.
"Bydgoszcz" pływała długo i szczęśliwie. Patronat miasta należał do najlepszych w kraju, a mecze między reprezentacją bydgoskich dziennikarzy i matrosów spod znaków m/s "Bydgoszcz" ściągały zarówno tłumy kibiców, jak też ekscytowały żeglugowców najpierw w Szczecinie, a od 1970 roku w Gdyni. Albowiem właśnie wtedy "Bydgoszcz" wróciła pod "żółte kominy" gdyńskiego, liniowego armatora, kończąc chlubnie pływanie pod polską banderą dopiero w 1983 roku. Sprzedana - niestety - w jednym ze wschodnio-afrykańskich portów, w doskonałym stanie i ku żalowi tych wszystkich matrosów, którzy przez niemal ćwierć wieku pływali na imienniku stolicy ziemi bydgoskiej!
* * *
Statek został sprzedany! Nazwa przeszła do historii, a i najcenniejsze pamiątki, z niedbalstwa patronów, zostały w większości stracone. Do Bydgoszczy wrócił tylko dzwon okrętowy, fragmenty metaloplastyki Józefa Makowskiego, jakie miasto ufundowało statkowi w swoje 620 urodziny w 1966 roku... Bezcenne kroniki podobno chowa jedna z eks żon, kolejnego kapitana dawnego statku...
Seria "ICA SHIPS" starzała się wraz z Polską Marynarką Handlową. Jedne po drugich zasłużone i urokliwe wręcz architektoniczne 6-tysięczniki opuszczały polską banderę, zaś rodzimy przemysł okrętowy nie chciał budować statków dla polskich armatorów.
Nowy m/s "Bydgoszcz" na gdyńskiej redzie po zakończeniu próbnego rejsu, który wiódł przez zimowy Bałtyk pod brzegi radzieckie...
Wreszcie w 1986 roku coś drgnęło! Polskie Linie Oceaniczne ulokowały zamówienie na dłuższą serię w najnowocześniejszej polskiej fabryce statków Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. "Warszawa II", "Kraków II", "Łódź", "Lublin II", "Polonia"... i właśnie! U bram polskich armatorów stoją prawdziwe kolejki wojewodów, prezydentów, naczelników miast i miasteczek, a także przewodniczących stosownych rad narodowych. Występują o nadanie statkowi nazwy związanej z ich miastem. I w tej konkurencji, zwiedziawszy się, że stoczniowcy gdyńscy budują seminkonterowce których przeznaczeniem ma być obsługa serwisu łączącego Gdynię z portami wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej - poprosiłem mojego wypróbowanego przyjaciela żurnalistę, obecnie rzecznika prasowego Polskich Linii Oceanicznych - red. Jerzego Drzemeczewskiego, aby "zarezerwował" kolejny kadłub pod nazwę "Bydgoszcz". Potem oddaliśmy cumy, aby na "Darze Młodzieży" opłynąć świat w historycznym rejsie trzeciego w wielkiej sztafecie polskich, pełnorejsowych żaglowców szkolnych. Wróciwszy po 9 miesiącach do Bydgoszczy, ze strachem zatelefonowałem do Jurka. Stary Druh słowa dotrzymał! Szósty statek z całej serii będzie nosił imię Bydgoszczy - usłyszałem w słuchawce!
Potem była jeszcze "chwila strachu", gdy Towarzystwo "Polonia" złamało serię i piąty w kolejności zamiast nazywać się "Opole" nosi imię polskiego wychodźstwa! Bałem się, że mocna grupa ludzi w Opolu przeważy! Tak się nie stało! Najpierw w grudniu 1988 roku 13-tysięcznik wyszedł w próbny rejs - o czym prasa bydgoska w szczegółach informowała. Później, stoczniowcy dopieścili statek, który został wyposażony w bydgoskie zupełnie unikatowe elementy. Nie wdając się w szczegóły, trzeba tylko dopowiedzieć, że nowy m/s "Bydgoszcz" jako jedyny statek w całej Polskiej Marynarce Handlowej posiada własny znak, a także ufundowaną przez wojewódzką organizację Ligi Kobiet Polskich w Bydgoszczy galową banderę.
"Bydgoszcz" wyposażona jest w silnik najnowszej generacji. Zbudowany w Zakładach H. Cegielski Poznań "pcha" wielki statek z prędkością 17 węzłów po morzach i oceanach świata
Przypomnę, że panie z LKP dopisały trzeci rozdział pięknej tradycji. Po raz pierwszy matki pomorskie ufundowały galową banderę "Darowi Pomorza" - która została postawiona 13 lipca 1930 roku. Następnie panie Ziemi Bydgoskiej zakupiły galowy znak srebrnych orłów "Darowi Młodzieży", który został postawiony uroczyście 4 lipca 1982 roku! A teraz nowa "Bydgoszcz"... Statek otrzymał znacznie więcej niż bandera! Wszystko to ma służyć pełniejszemu zbliżeniu załogi pływąjącej "Bydgoszcz" z mieszkańcami grodu nad Brdą. Albowiem wiedzy o morzu, korzyściach z uprawy nie tylko Bałtyku, nigdy nie za wiele, o czym od wieków wiedzą mieszkańcy starych morskich nacji... "Bydgoszcz" - patronaty - to tylko cząstka zaprezentowanych tutaj dokonań mieszkańców i miasta i regionu o czym w dawnych rocznikach "Kalendarza Bydgoskiego" szerzej niż tu pisałem.
Dane techniczne statku "Bydgoszcz" z 1989 roku.
Źródło: Polskie Linie Oceaniczne
Typ statku: drobnicowiec
Rok budowy, stocznia: 1989, Sz B-354/7 (Szczecin)
Okres eksploatacji w PLO: 1989 - 1995
Nośność: 13880 TDW
Ilość kontenerów: 323 TEU
Długość całkowita: 149.9 m
Szerokość: 22 m
Zanurzenie: 9.1 m
Rodzaj napędu: silnik spalinowy
Moc SG: 7080 kW
Prędkość: 16.9 w
Zbigniew Józef Urbanyi (ur. 13 września 1931 w Bydgoszczy, zm. 6 listopada 2004 tamże) – polski społecznik, żeglarz i dziennikarz. Karierę dziennikarską rozpoczynał w Ilustrowanym Kurierze Polskim, potem był dziennikarzem "Gazety Pomorskiej", współpracownikiem "Sportu", "Żagli", "Świata Żagli". Publikował także w "Głosie Wybrzeża", "Głosie Szczecińskim", "Panoramie Śląskiej" i "Przekroju". Był jednym z inicjatorów budowy jachtu Euros, brał udział w jego rejsach. W 1973 roku uczestniczył w opłynięciu przylądka Horn (Wraz z Aleksandrem Kaszowskim, Henrykiem Lewandowskim i Henrykiem Jaskułą). Współautor ksiażek: "Eurosem na Horn" (wspólnie z A. Kaszowskim) – nagrodzona nagrodą im. L. Teligi, "Polskie jachty na oceanach" – (wspólnie z A. Kaszowskim) nagrodzona nagrodą im. L. Teligi, "Trzeci w wielkiej sztafecie" (wspólnie z D. Dudą) (O budowie i pierwszych regatach Daru Młodzieży) – nagrodzona nagrodą J. Conrada oraz "Sztormy, lody i powroty" (wspólnie z A. Kaszowskim). Na zdjęciu Laureaci nagrody im. Leonarda Teligi w 1981 roku. Od lewej: Aleksander Kaszowski i Zbigniew Urbanyi.