niedziela, 23 listopada 2025

Tajne nauczanie

    Poniżej publikuję bardzo bogate wspomnienia Pani Eugenii Czarlińskiej, która była świadkiem ostatnich lat zaboru pruskiego w Bydgoszczy. Prowadziła on tajne nauki zakazanego przez zaborcę języka polskiego. Lektura obowiązkowa dla miłośników historii naszego miasta. Tekst został opublikowany w pierwszym tomie Opowieści bydgoskich” z 1970 roku:
 
[...] Tajne nauczanie stało się w Bydgoszczy najwcześniejszą formą oporu w czasie II wojny światowej. Zorganizowały je nauczycielki, pochodzące głównie z szeregów harcerskich. Nie były jednak pierwszymi. Tajne nauczanie miało w Bydgoszczy swą tradycję i piękną kartę, zapoczątkowaną w okresie zaboru pruskiego. Złotymi zgłoskami zapisała się w niej Eugenia Czarlińska, zmarła 25 czerwca 1968 roku, w wieku 85 lat — popularna nauczycielka bydgoska, wychowawczyni wielu pokoleń uczniowskich.

Waleria Drygałowa 

1. Eugenia Czarlińska
 Ponieważ urodziłam się w 1883 roku, a całe życie — z wyjątkiem dwóch lat — spędziłam w Bydgoszczy, pamiętam doskonale dzieje tego miasta za czasów „Wilusia” i Bismarcka. 

    Bydgoszcz uchodziła za urdeutsche Stadt (rdzennie niemieckie miasto). Była bardzo zniemczona, gdyż wysiedlono dużo Polaków na zachód Niemiec, a stamtąd sprowadzano swoich, niemieckich urzędników. Nawet jeśli idzie o sądownictwo, to referendariuszy Polaków wysyłano na zachód, by zapomnieli, że są Polakami, co się jednak Prusakom nie udawało.    

    Brat mój, Jarosław Czarliński (pierwszy i ostatni przed II wojną światową prezes Sądu Okręgowego w Gdyni, gdzie zginął) zdał egzamin referendariuszowski w Berlinie i dopełnił wszelkich formalności, a czekał przeszło pół roku, zanim mu przydzielono placówkę pracy. Jego niemieccy koledzy zaraz przydział otrzymali i dziwili się niezmiernie, że on wciąż jeszcze po Bydgoszczy bez pracy spaceruje. — Dlaczego? — pytali. Odpowiadał: — Wiecie przecie, że jestem Polakiem. Rozumieli, choć się dziwili. Nie wiadomo — czy bratu, czy władzom?

    Kiedyś bratu mojemu przypadkowo udało się zajrzeć do akt personalnych, gdzie m.in. przeczytał: Die Eltern gehören zur polnischen Intelligeriz. Die Mutter ist politisch tätig (Rodzice należą do polskiej inteligencji. Matka jest politycznie zaangażowana). Wreszcie i o nim sobie przypomniano i wysłano go het na zachód, najpierw do Klotze, potem do dalszych placówek sądowych w Stendhal i Naumburg. Ten sam los dzieliło poza nim jeszcze dwóch innych Polaków referendariuszy: młody Mieczkowski spod Bydgoszczy (poległ w I wojnie światowej) i Teodor Frydrychowicz, syn sędziego (zginął w II wojnie światowej).

    Wyobrażenie, jakie mieli Niemcy na zachodzie o Bydgoszczy, wynika z krótkiego zdania, wypowiedzianego do mego brata w języku niemieckim: „W Bydgoszczy podobno jeszcze wilki po ulicy chodzą...” Inteligencji polskiej było w Bydgoszczy bardzo mało, reprezentowała ją nieliczna grupa rodzin. Wśród miejscowych Polaków przeważali robotnicy, rzemieślnicy, z czasem trochę zamożniejsi kupcy. Urzędnikami mogli być tylko Niemcy. Pamiętam tylko jednego sędziego Polaka, radcę Zenona Frydrychowicza(pierwszego w niepodległej Polsce prezesa Sądu Okręgowego w Bydgoszczy) oraz jednego inżyniera — budowniczego dróg i szos, Romana Ziemskiego. Obaj na niwie polskości działać mogli tylko w ukryciu, lecz służyli cichą radą w wielu sprawach polskich, np. przy budowie kościoła Św. Trójcy, przy zakładaniu nowego cmentarza farnego2. Ówczesny proboszcz bydgoski, ks. radca Ryszard Kazimierz Markwart3, często zasięgał ich rady czy to w sprawach prawnych, czy budowlanych.

    Ponadto było kilku polskich adwokatów, a mianowicie: Melchior Wierzbicki, Stanisław Moczyński, dr Józef Englich4, dr Napoleon Hailliant, Stanisław Sławski, Wincenty Nowicki, Jackowski. Najruchliwszy był Melchior Wierzbicki5 popularny głównie z pracy społecznej; nie było chyba żadnego czynu społecznego czy politycznego w Bydgoszczy i okolicy, w którym by nie brał udziału. Był też organizatorem i sekretarzem Komitetu Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego6. Pamiętam, że mój mieszkający w Bydgoszczy, stryj, Feliks Czarlinski, był skarbnikiem w tymże Towarzystwie, zbierał składki, które Polacy chętnie dawali. Niektórzy — z obawy utraty stanowiska — podpisywali się na liście ofiarodawców „NN”. Niejednemu młodemu studentowi Komitet udzielił stypendium.

2. Maria z Łebińskich Czarlińska
    Działało tu też Towarzystwo Pomocy Naukowej dla Dziewcząt7, choć główną siedzibę miało w Toruniu. Moja matka, Maria Czarlińska (pochodząca z Będziłowa pod Kruszwicą) była skarbniczką i pośredniczką między starającymi się o stypendium. 

    W roku 1918, gdy pod koniec zaboru pruskiego tworzyła się w Bydgoszczy Rada Ludowa, adwokat Melchior Wierzbicki mianowany został podkomisarzem8 i w roku 1919 zorganizował coś w rodzaju ekspozytury ministerstwa byłej dzielnicy pruskiej, która przygotowywała przejęcie przez władze polskie urzędów i innych placówek od Niemców. Wyratował też w Bydgoszczy niejedno mienie przed wywiezieniem do Niemiec. W powstaniu wielkopolskim stracił ukochanego syna9. Dziś imieniem Melchiora Wierzbickiego nazwana jest ulica, przy której mieszkał i prowadził swą kancelarię adwokacką i notarialną. W mieszkaniu tym po dziś dzień zamieszkuje jego drugi syn, Antoni, pierwszy organizator rolnictwa powiatu bydgoskiego po wyzwoleniu Polski w roku 1945.

    Między lekarzami było też kilku Polaków, jak np. dr Jan Andryson, dr Michał Hoppe10, dr Władysław Piórek11, dr Stanisław Warmiński, dr Jan Biziel12, dr Emil Warmiński13 i przez 50 lat — mój ojciec, dr Eugeni Czarliński14

3. Dr Eugeni Czarliński
    Studiował on medycynę w Gryfii (Greifswald), skąd uciekł do powstania styczniowego. Walczył na pograniczu dawnego województwa płockiego, na terenach kujawskich należących obecnie do województwa bydgoskiego. Kilkakrotnie przechodził Drwęcę, która również w powstaniu wielkopolskim była miejscem przerzutów ludzi i broni. Wraz z nim poszli jego dwaj bracia, z których starszy, Leon15, z zawodu agronom, był później długoletnim posłem do sejmu pruskiego i parlamentu niemieckiego16. Po upadku powstania ojciec mój został w słynnym procesie moabickim zasądzony na rok twierdzy, który przebył na Winiarach i w tzw. Hausvogtei. Znaleźli się tam również obaj jego bracia. Mam z tego okresu kilka listów od nich17.

    Mój ojciec nie próżnował i w więzieniu. Znalazłam gruby, zapisany drobniutkim pismem zeszyt z opisami różnych chorób i sposobów ich leczenia, jak też śliczne pudełeczko, wycinane cieniutką piłką. Wróciwszy z więzienia, nie mógł od razu kontynuować studiów. Kształcił się w domu. Dopiero po upływie roku podjął naukę, lecz już nie w Gryfii, lecz dla pewności w zupełnie innych stronach, we Wrocławiu.

    Był lekarzem z powołania, nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. Należał przy tym do Towarzystwa Robotników18 i bywał na ich zebraniach. Tak samo brał udział w życiu Koła Kupieckiego19. Był
też jednym z założycieli Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”
20. Po wojnie francusko-pruskiej w roku 1871 leczył bezinteresownie rannych i chorych jeńców francuskich, których Prusacy aż do Bydgoszczy przytransportowali. Mogiły jeńców francuskich zmarłych w bydgoskim szpitalu wojskowym znajdują się na cmentarzu starofarnym przy ul. Grunwaldzkiej.  Ojciec mój doczekał się jeszcze wolnej Polski. W miesiąc potem umarł. Jako powstaniec 1863 roku miał pogrzeb wojskowy, co było niespodzianką dla rodziny. Przed trumną szedł oddział polskiego wojska, a na cmentarzu oddano salwy honorowe.

    Wracając do wspomnień z okresu zaboru pruskiego pragnę zaznaczyć, że w szkole nie wolno było mówić po polsku, nawet podczas przerw. Były wypadki, że karano dzieci rozmawiające ze sobą po polsku. W gimnazjach uczyło się bardzo mało Polaków, jeden albo dwóch w klasie. Większość stanowili zamiejscowi, mieszkający na stancji u p. Maciejewskiej, która uczyła potajemnie polskiego. Było także dwóch profesorów Polaków: prof. Franciszek Osiecki i prof. Władysław Marski. W jednym gimnazjum były jeszcze przez jakiś czas lekcje oficjalne języka polskiego (raz na tydzień), ale uczono go jako języka obcego. Uczono więc młodzież w domach, po kryjomu.

    O tym, jak Niemcy jednak wciąż bali się Polaków, świadczy drobne wydarzenie w Gimnazjum Klasycznym przy pl. Wolności. W okresie strajku bohaterskich dzieci wrzesińskich21, niemiecki profesor zapytał dwóch moich braci, dziś już nieżyjących (a chodziło ich do szkoły wówczas czterech): „Wasz stryj, poseł, opowiada wam pewnie dużo o dzieciach wrzesińskich?” Albo też inny przykład: Moja przełożona, Niemka, która nigdy nie robiła różnicy między uczennicami Polkami i Niemkami, musiała rokrocznie podawać do inspektoratu, ile do jej szkoły uczęszcza Polek. W klasie, do której weszła, byłam jedyną Polką, Na pytanie: Wer ist polnisch? — wstałam. Wtedy przełożona, p. Dräger, dodała: Dass heisst deutsch-polnisch? (Jesteś narodowości niemiecko-polskiej?). Odpowiedziałam: Ich bin nur polnisch (Jestem wyłącznie Polką). Zdumienie ogarnęło klasę.

 
4. Pomnik cesarza Wilhelma I. Plac Wolności, 1905.
Po prawej stronie budynek Gimnazjum klasycznego 

  Lekcji religii udzielał w tej szkole pełen poświęcenia nauczyciel Polak, p. Teodor Gluth. Uczył po polsku, co mu uchodziło przez kilka lat. Pewnego razu zapytała mnie przełożona, czy p. Gluth rozmawia z nami po polsku. Byłam zaskoczona, lecz odpowiedziałam: nur manchmal (tylko czasami). Na to ona: Also nur hin und wieder? (A więc tylko od czasu do czasu?). Po pewnym czasie musiał jednak rozmawiać z nami po niemiecku. Ale pacierz mówiłyśmy stale po polsku.

    Moja matka i starsza siostra uczyły w domach polskich ortografii i historii Polski, wieczorami śpiewano patriotyczne pieśni, głównie z zebranego przez Barańskiego i wydanego we Lwowie zbioru pieśni22, który znalazł się w niektórych domach polskich w Bydgoszczy. Tutejszy księgarz, p. Leon Neumann, miał bardzo mało książek polskich. Na życzenie sprowadzał je z Poznania, najczęściej z księgarni wydawniczej Leitgebera. Zaprowadził teczkę z rozmaitymi tygodnikami polskimi, które kursowały między domami polskimi, jak „Tygodnik Ilustrowany”, „Bluszcz”, „Świat”, „Biblioteka Powieści”, „Mały Światek”.

    Polacy mieli tylko jedną parafię i jeden kościół — farny, przy którym uchowało się obok ściśle kościelnych bractw, kilka stowarzyszeń społecznych: robotników, rzemieślników, czeladzi oraz żeńskie, np. „Jedność”23. Towarzystwa te organizowały zabawy w ogrodzie Patzera przy ul. Św. Trójcy albo w Strzelnicy przy ul. Toruńskiej. (Ogród Patzera stanowi dziś zaplecze Wyższej Szkoły Inżynierskiej przy ul. Świerczewskiego, a Strzelnica należy do Wojewódzkiego Domu Kultury). W obu ogrodach i salach popisywały się polskie chóry, m. in. „Halka”24. Zimą stowarzyszenia te skupiały, wszystkich Polaków na przedstawieniach amatorskich. Stanowiły one nie tylko przyjemną rozrywkę, ale dawały i tę korzyść, że ćwiczyły aktorów-amatorów w poprawnym używaniu języka ojczystego.

    Później wszystkie zabawy, zebrania, przedstawienia odbywały się w Domu Polskim25 (dziś filia Zjednoczonych Zakładów Rowerowych przy ul. Warmińskiego — nazwanej tak od współzałożyciela tego „Domu” dr Emila Warmińskiego). Stowarzyszenie kościelne Dzieci Marii krótko przed końcem I wojny światowej wyćwiczyło komedyjkę o królowej Jadwidze. Była to pierwsza sztuka, której przedstawienie odbyło się już po wkroczeniu wojsk polskich do Bydgoszczy — już w wolnej Polsce, dnia 2 lutego 1920 roku.

    Duchowi polskiemu zginąć nie pozwoliła też Czytelnia dla Kobiet26, która powstała, z licznych darów i składek, Władysław Bełza z Krakowa przysłał kilkakrotnie paczki z książkami, z utworami swoimi oraz innych pisarzy. Na jego cześć nazwana została jedna z ulic bydgoskich. Radą i pomocą przy organizacji tej placówki służyła Jadwiga Jaworowiczowa, która na prośbę pań bydgoskich przybyła z Inowrocławia, gdzie wówczas mieszkała, Biblioteka mieściła się w domu prywatnym p. Marii Pękałowej przy ul. Długiej. Książki oprawiał introligator Hofmer. Biblioteka czynna była dwa razy w tygodniu. Rolę bibliotekarki dzieliłam z Zofią Pękałówną. Tu odbywały się też zebrania i wykłady z literatury polskiej, wieczory deklamacji, a nawet przedstawienia amatorskie. W karnawale organizowano także zabawy. Przewodniczącą Czytelni była przez pewien czas Melania Gońska, udzielająca także potajemnie lekcji języka polskiego. Organizowano gwiazdki dla biednych i święconki; zwłaszcza czynne były Panie Miłosierdzia pod wezwaniem św. Wincentego a Paulo, które ze składek i darów mogły sprawić radość najbiedniejszym Polakom. 

    Dzieci z zamożniejszych rodzin chętnie dzieliły się zabawkami z biedniejszymi. Odwiedzano też chore dzieci w szpitaliku Św. Floriana, zbudowanym przez Siostry Miłosierdzia przy pomocy finansowej głównego domu sióstr w Chełmnie i różnych darów prywatnych. Lekarzem bezinteresownie pomagającym był dr Emil Warmiński, zastępcą mój ojciec, kuratorem — proboszcz bydgoski, ks. radca Ryszard Markwart. Przyjmowano do tego szpitalika dzieci chore z miasta i okolicy, zwłaszcza biedne.

    Z początkiem I wojny światowej Towarzystwo Pań Miłosierdzia, którego prezydentką była wówczas moja matka, po Zofii Ziemskiej, wysyłało dzieci słabsze na wieś do okolicznych gospodarzy i ziemian. Dzieci wracały opalone i zdrowe. Towarzystwo to wystarało się też u władz niemieckich o taką samą pracę chałupniczą, jaką dostawały Niemki, dla kobiet polskich, których mężów powołano do wojska. Robiły m. in. na drutach skarpety, rękawiczki itp.

    Około roku 1907 odbył się pierwszy i zarazem ostatni wiec kobiet polskich, który otworzyła żona lekarza Michała Hoppe, a przewodniczyła moja matka. Wyszła bowiem ustawa, która zabraniała używania języka polskiego publicznie27. Kobiety pracujące na tym właśnie wiecu z całym zaufaniem zwracały się do kobiet z inteligencji o radę i pomoc, żałując, że wcześniej takich zebrań nie zwołano. Atmosfera była serdeczna. Obiecywano też trzymać się ściśle hasła: „swój do swego”. Polskich kupców było już w mieście znacznie więcej.

    Po tym wiecu straciłam posadę w szkole żeńskiej, w której uczyłam, a poprzednio uczęszczałam do niej jako uczennica. Zbiegło się to jeszcze z jedną sprawą. Otóż wyszło na jaw, że zaczęłam udzielać lekcji języka polskiego dwom małym dziewczynkom — Polkom, które musiały zdradzić się niechcąco, że chodzą do mnie na lekcje. Miałam rozprawę na policji i otrzymałam potem mandat, grożący mi trzydniowym aresztem, gdybym w dalszym ciągu kontynuowała udzielanie lekcji polskiego prywatnie. Przełożona szkoły, pod naciskiem inspektora
28 — wielkiego hakatysty — wypowiedziała mi posadę. Żeby być w porządku wobec władz złożyłam podanie o zezwolenie na udzielanie lekcji prywatnych. Nie odmówili, lecz dodali, że nie wolno mi uczyć dzieci z dwóch lub więcej rodzin jednocześnie. Tymczasem zaczęło się do mnie zwracać coraz więcej młodzieży polskiej. Nauczałam przeważnie w kompletach, choć miałam i pojedyncze lekcje. Podręczników nie było. Dzieci uczyły się przeważnie z notatek. Robiły to z wielkim zapałem. Udzielałam lekcji w domu i poza domem.

    W Bydgoszczy powstała szkoła gospodarcza dla dziewcząt, córek okolicznych włościan, założona przez ziemianki koła bydgoskiego, pod przewodnictwem p. Krokier. Tu uczyłam na miejscu, przy Zbożowym Rynku. Uczennic było około dwudziestu. U sióstr przy ul. Św. Floriana dziewczęta ze wsi uczyły się szycia bielizny. Ponieważ mieszkały tu także przygarnięte przez nie sieroty polskie, uczyłam je polskiego. Ponadto udzielałam lekcji w starym wikariacie przy Farze od godz. 7 rano do 21, z krótką przerwą obiadową.

    Mieszkanie nasze miało dwa wyjścia, więc wpuszczałam młodzież pojedynczo, to jednymi, to drugimi drzwiami. Na parterze kamienicy znajdował się elegancki sklep z rękawiczkami, którego właścicielkami były poczciwe Niemki. Kiedyś zdradziły mi, że była u nich policja, dopytując, czy u nas w mieszkaniu bywa duchowieństwo polskie. Odpowiedziały, że nic nie wiedzą, gdyż się tym nie interesują.

    Zachęcona kiedyś przez koleżankę, która nic nie wiedziała o moich lekcjach, zgłosiłam się do jednej ze szkół podstawowych na zastępstwo chorej nauczycielki — Niemki. Poszłam do inspektora szkolnego, który okazał gotowość przyjęcia mnie, lecz, gdy nazwisku memu dał końcówkę „ski”, a ja poprawiłam na „ska”, powiedział: „U nas w Niemczech córka używa nazwiska ojca”. Następnego dnia rano, bo już o godz. 7, woźny przyszedł do nas do domu i powiedział, że inspektor znalazł inną kandydatkę i mnie nie potrzebuje.

    Krótko przed końcem wojny, na życzenie Pań Miłosierdzia zorganizowałam kurs dla ochroniarek, w którym udział brało 20 dziewcząt z terenu. Uczyli wraz ze mną ks. Weinert, radczyni Frydrychowiczowa, doktorowa Szubertowa, Anna Hoppe, która sama kiedyś taki kurs ukończyła. Kurs trwał 8 miesięcy i zakończył się egzaminem składanym już w wolnej Polsce, przed komisją pod przewodnictwem polskiego inspektora szkolnego, Pawła Rubenaua. Pierwszy polski egzamin, połączony z wystawą prac kursistek, cieszył się ogromnym rozgłosem w Bydgoszczy. Niektóre z nowych ochroniarek pracowały potem na terenach plebiscytowych na Warmii oraz na Śląsku. Pisywały do mnie o swoich, czasami pełnych tragicznych spięć, przeżyciach. Wszystko to było dla mnie wielką radością. Po kilku latach otrzymałam Złoty Krzyż Zasługi — „za zasługi na polu pracy zawodowej i społecznej”.

5. Dr Emil Warmiński

Wspomniałam już, choć mimochodem, doktora Emila Warmińskiego, gorącego patriotę i działacza. Był zgodny co do tego z nami, że tylko walka o utrzymanie polskości może dać efekty. Zerwał łączność z niemieckimi lekarzami i jako pierwszy wywiesił przed domem (przy ul. Gdańskiej — dzisiejsze al. 1 Maja) pod numerem 9, gdzie mieszkał w roku 1905, godło polskie „lekarz” — rzecz niebywała w Bydgoszczy, którą Niemcy uważali przecież za „mały Berlin”. Niemiecka łobuzeria obrzucała tabliczkę kamieniami. Mieszkaliśmy wówczas obok, pod numerem 8 (nie było wtedy jeszcze dzisiejszej numeracji domów, tj. oddzielnej dla numerów parzystych i nieparzystych). Chuliganeria zniszczyła polski napis, który wkrótce znikł zupełnie. Drugi i trzeci — niebawem powieszony — zginął w taki sam sposób. Okazało się potem, że wrzucano je do Brdy. 

 6. Fotografia przedstawiająca widok zdemolowanego wnętrza Domu Polskiego w Bydgoszczy. Wyczynu tego dokonały hordy Grenzschutzu w liczbie kompanii dnia 17 sierpnia 1919 roku. Źródło: Fotopolska 

    W mieście zawrzało, gdy dr Warmiński następny szyld, o dużych literach, umieścił na balkonie pierwszego piętra, gdzie mieszkał. W lokalnej gazecie niemieckiej ukazywały się liczne napastliwe artykuły. Der erste LEKARZ in Bromberg — brzmiał tytuł jednego z nich. Słowo „lekarz” jest w brzmieniu fonetycznym podobne do brzydkiego, ordynarnego słowa niemieckiego, co stało się przedmiotem dwuznacznych żartów ze strony dowcipnisiów niemieckich, a wiadomo, że Niemcy potrafią być niewybredni w dowcipach; m. in. używano sobie w bydgoskim kabarecie np. „Ich hab die Cholera, ist denn ein Leckarsch da?. Nawet właściciel domu, w którym mieszkał dr Warmiński, zacięty Niemiec Erich Hecht, nie miał spokoju i musiał się bronić przed napaściami ze strony swych rodaków.

    Odczuwano ogromnie brak miejsca, potrzebnego na zebrania, czy przedstawienia. Zaradził temu dr Warmiński. Zawiązał mianowicie Spółkę Budowlaną o 50-markowych udziałach, które rozkupiła nie tylko Polonia bydgoska. 

7. Dom i ogród Spółki Budowlanej w Bydgoszczy,
 mieszczącej się przy ulicach Gamma i Wilhelmowskiej.
Pocztówka z 1916 roku. Źródło: Fotopolska
 
8. Plan usytuowania Spółki Budowlanej przy
 ulicach Gamma i Wilhelmowskiej. 
Źródło: Archiwum Państwowe w Bydgoszczy
 
9. Dom Polski na Planie Bydgoszczy z 1911 roku  
 
Do udziałowców należały wybitne osobistości z Poznania, Gniezna, Inowrocławia i Torunia. Niemcy przerazili się nie na żarty i w prasie ostrzegali, aby żaden z nich nie odważył się Spółce sprzedać gruntu lub domu. Jednak znalazł się taki, który w czerwcu 1907 roku sprzedał Polakom dom przy ul. Gamma 5 (dziś ul. Warmińskiego) i to na dogodnych warunkach.

 
10. Sala Spółki Budowlanej (Dom Polski) 1907-1915. 
Źródło: Fotopolska  

    W gazecie niemieckiej zawrzało. Verrat am Deutschtum („Zdrada niemieckości”) — tak brzmiał tytuł artykułu piętnujący owego Niemca. Nic nie pomogło. Dom Polski zaczął swą działalność i stał się siedzibą wszystkich polskich organizacji, całego życia towarzyskiego i kulturalnego Polaków. Tutaj dwie siostry, Halina i Maria Kurzyńskie, zbierały po południu dzieci polskie na zabawy i śpiewy w języku polskim. 

    Prowadzono też zajęcia z dziećmi polskim na tzw. salce przy kościele Św. Trójcy, gdzie też, wespół z pannami Marią i Pelagią Bizielównymi, córkami znanego lekarza i społecznika, prowadziły punkt wypożyczania książek polskich dla dzieci. Przy kościele Farnym taką samą biblioteczkę założył dr Warmiński, który bywał na wszystkich zebraniach polskich organizacji, wszędzie wnosząc dużo zapału i inicjatywy.

 *** 

    Warto dodać, że po odzyskaniu niepodległości w Domu Polskim przy ulicy Emila Warmińskiego istniała Fabryka Wyrobów Metalowych „Fema”, która produkowała części do rowerów. Weszła ona później w skład Zjednoczonych Zakładów Rowerowych Romet”

11. Akcja Fabryki Wyrobów Metalowych „Fema z 1932 roku.
Źródło: Wójcicki Polski Dom Aukcyjny 
    

11 lipca 1936 roku podczas zlotu Sokolstwa Polskiego w Bydgoszczy i z okazji 50. istnienia Towarzystwa Gimnastycznego Sokół” w Bydgoszczy odsłonięto tablicę upamiętniającą Dom Polski i dr Emila Warmińskiego.

 
Dr Emil Warmiński - 
prezes Towarzystwa Gimnastycznego w  
„Sokół” Bydgoszczy w latach 1905-1908   

Na zdjęciu poniżej jest widoczna tablica, która została zniszczona przez niemieckiego okupanta w latach 1939-1945. Ludzie widoczni na zdjęciu to wycieczka, która przyjechała w 1937 roku ze Swarzędza odwiedzić bydgoskie przedsiębiorstwa.

 12. Zbiorowe zdjęcie wycieczki przed fabryką „FEMA“ w Bydgoszczy.
Widoczna tablica pamiątkowa. 
Źródło: Fotopolska 
 
W 1958 roku z okazji 75. lecia istnienia Towarzystwa Śpiewu Halka” została odsłonięta nowa tablica upamiętniająca Dom Polski. Dzisiaj tego miejsca nie ma. 
 
13. Źródło: Gazeta Wyborcza 
 
Jak obiecała, tak zrobiła - firma AWZ Deweloper dotrzymała słowa i zdemontowała tablicę ku czci Emila Warmińskiego z rozbieranego budynku w centrum Bydgoszczy. Wyeksponuje ją, gdy zbuduje swoje osiedle. Gazeta Wyborcza 6 lutego 2019 roku.
 
 Przypisy redakcyjne: 

1. Zenon Frydrychowicz (1851—1929) radca sądu okręgowego. W Bydgoszczy zamieszkał w roku 1894. Brał czynny udział w życiu narodowym i politycznym społeczeństwa polskiego w Bydgoszczy (m.in. w roku 1919 był działaczem Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki). Zob.: J. Podgóreczny, op. cit., s. 91.

2. Kościół Św. Trójcy zbudowano ze składek społeczeństwa polskiego w roku 1913; cmentarz nowofarny założono natomiast w roku 1906.

3. Ks. Ryszard Markwart (1868—1906) był od roku 1899 proboszczem parafii farnej w Bydgoszczy. Pełnił funkcje członka zarządu szeregu towarzystw i organizacji polskich, m.in. Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Utonął w roku 1906 w czasie wakacji nad Bałtykiem.

4. Józef Englich (1874—1924) prowadził w latach 1901—1911 kancelarię adwokacką w Bydgoszczy. Po utworzeniu niepodległego państwa polskiego pełnił funkcję ministra skarbu w rządach Swierzyńskiego i Paderewskiego, podejmując próby uregulowania waluty polskiej. Zob.: Polski Słownik Biograficzny PAU. Kraków 1947. T. 6, s. 276. Biografię opracował Z. Grot.

5. Melchior Wierzbicki (1867—1925). W Bydgoszczy mieszkał od roku 1896. Był znanym działaczem narodowym i społecznym w czasach zaboru pruskiego. Jako adwokat podejmował się obrony działaczy polskich w sądach pruskich. Zorganizował w Bydgoszczy komitet powiatowy Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. W lipcu 1919 roku stanął na czele Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki. Mianowany przedstawicielem rządu polskiego, 19 stycznia 1920 roku przejął z rąk Niemców Bydgoszcz i obwód nadnotecki. Zob.: M. Wojciechowski, Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki w Bydgoszczy (1919—1920). „Prace Komisji Historii BTN”. T. 6, Bydgoszcz 1969, s. 121, przyp. 5 oraz s. 130.

6. Towarzystwo Pomocy Naukowej dla młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego powstało 19 IV 1841 roku w Poznaniu z inicjatywy Karola Marcinkowskiego. Od roku 1861 nosiło nazwę Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. Celem Towarzystwa było zapewnienie pomocy materialnej dla niezamożnej i zdolnej młodzieży polskiej, wybierającej się na studia. W zbieraniu środków pieniężnych Towarzystwo opierało się na komitetach powiatowych. Stypendystą Towarzystwa był m.in. Jan Teska. Zob.: W. Jakóbczyk, Studia nad dziejami..., op. cit., t. 1, Poznań 1951, s. 77—100 i t. 3, Poznań 1967, s. 41.

7. Towarzystwo Pomocy Naukowej dla Dziewcząt utworzone zostało na wzór Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. Dyrekcja Główna Towarzystwa miała swą siedzibę w Toruniu. Towarzystwo zajmowało się głównie pomocą w nauce zawodu, ale także pomagało materialnie zdolnym kobietom w wyższych studiach. Zob. St. Karwowski, Historia Wielkiego Księstwa Poznańskiego. T. 2, Poznań 1919, s. 215.

8. Polska Rada Ludowa na miasto Bydgoszcz i przedmieścia powstała 16 XI 1918 roku. Na jej czele stanął Jan Biziel. Melichor Wierzbicki został mianowany podkomisarzem Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki w lipcu 1919 roku.
 

9. Janusz Wierzbicki, syn Melchiora, poległ 9 I 1919 roku w walkach pod Zbąszyniem. Był on prawdopodobnie pierwszym poległym powstańcem z Bydgoszczy. Zob.: „Dziennik Bydgoski” nr 7 z 10 I 1920 roku.

10. Michał Wojciech Hoppe (1860—1922). Współdziałał w założeniu Banku Ludowego (1902) i „Dziennika Bydgoskiego”. Był członkiem Zarządu Domu Polskiego.

11. Władysław Piórek (1859—1926). Zasiadał we władzach Kasy Chorych. Był prezesem Towarzystwa Kupców zrzeszającym polskich przedstawicieli tego zawodu. Zob. J. Podgóreczny, op. cit., s. 231.

12. Jan Biziel (1858—1934). Jako długoletni prezes miejskiego komitetu wyborczego w Bydgoszczy kierował polskimi przygotowaniami do walki wyborczej w czasie wyborów do parlamentu Rzeszy. W listopadzie 1918 roku stanął na czele Rady Ludowej na miasto Bydgoszcz i przedmieścia. Zob.: Polska Bydgoszcz 1929—1930. Bydgoszcz 1930, s. 10.

13. Emil Warmiński (1881—1909) był członkiem zarządu wielu polskich towarzystw w Bydgoszczy. Należał do współzałożycieli Spółki Budowlanej. Z jego inicjatywy zakupiono i zorganizowano Dom Polski — ośrodek życia politycznego, towarzyskiego i kulturalnego Polaków w Bydgoszczy. Od roku 1905 piastował urząd prezesa „Sokoła”. Zob.: Czterdzieści lat pracy Sokolstwa w Bydgoszczy. Bydgoszcz 1926, s. 39—40.

14. Urodzony 3 czerwca 1838 roku w Charznie, powiat Kościerzyna. Szedlin-Czarlińscy pochodzą z rodziny, opisanej w gwarze kaszubskiej przez Hieronima Jarosza Derdowskiego w poemacie "O panu Czorlińścim, co do Pucka po sece jachoł". Rodzicami Eugeniego byli Felicjan i Emilia z Rokickich.

15. Jest w Toruniu ulica nazwana jego imieniem. 

16. Leon Czarliński (1835—1918) — znany działacz polityczny w zaborze pruskim. W roku 1863 mianowany został przez rząd narodowy naczelnikiem województwa chełmińskiego. Wziął udział w walkach powstańczych w Królestwie Polskim dowodząc oddziałem powstańczym. Po upadku powstania był więziony przez władze pruskie w Brodnicy i Moabicie. Od roku 1876 posłował do sejmu pruskiego, a w latach 1877—1884 do parlamentu Rzeszy. W roku 1893 wybrany został posłem do parlamentu Rzeszy z okręgu bydgoskiego, zwyciężając w wyborach — jako pierwszy i jedyny Polak — kandydata niemieckiego. W dalszych latach posłował z innych okręgów, jednak jeszcze kilkakrotnie wysuwany był jako kandydat na posła przez polski komitet wyborczy w Bydgoszczy. W pracach sejmu pruskiego i parlamentu Rzeszy brał udział do samej śmierci, broniąc zdecydowanie praw i swobód narodu polskiego. Polski Słownik Biograficzny PAU. T. 4, Kraków 1938, s. 198. 

17. Oryginały znajdują się w Bibliotece Miejskiej w Bydgoszczy. 

18. Towarzystwo Robotników Polsko-Katolickich powstało w Bydgoszczy w roku 1892 jako druga po Poznaniu organizacja tego typu. Organizacje te zakładane były w całej archidiecezji poznańskiej przez arcybiskupa Floriana Stablewskiego. Jednym z ich zadań było odciągnięcie robotników od ruchu socjalistycznego. Towarzystwo Robotników Polsko-Katolickich było w Bydgoszczy najliczebniejszą organizacją robotniczą. W latach 1906—1914 przeciętna liczba członków wynosiła około 1200 osób. W roku 1905 obok Towarzystwa powstał Związek Kobiet Pracujących. Zob.: St. Karwowski, op. cit., t. 3. Poznań 1931, s. 233.

19. Z inicjatywy Józefa Miloherta 8 marca 1909 roku 21 kupców bydgoskich zawiązało Towarzystwo Kupców. Poprzednikiem Towarzystwa było Koło Towarzysko-Kupieckie, założone w roku 1898. Zarząd Towarzystwa Kupców zorganizował w roku 1909 Bank Bydgoski. Zob.: L. Teska, Odwracamy kartę historii Zrzeszenia Kupców Samodzielnych w Bydgoszczy. 40-lecie Zrzeszenia Kupców Samodzielnych w Bydgoszczy. Jednodniówka jubileuszowa. Bydgoszcz 1949, s. 17—21.

20. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” powstało w Bydgoszczy 10 października 1886 roku z inicjatywy Pawła Harkiewicza. Liczyło wówczas 39 członków. Pierwszym prezesem został Hieronim Rogaliński. W roku 1908 utworzono żeńską drużynę „Sokoła”. Zob.: Czterdzieści lat pracy... op. cit., s. 25—26.

21. Strajk szkolny we Wrześni wybuchł w kwietniu 1901 roku na znak protestu przeciw zarządzeniu władz szkolnych zastępujących polski wykład religii językiem niemieckim. Strajkujące dzieci polskie zostały 20 maja 1901 roku okrutnie zbite, a rodzice 19 listopada 1901 roku zasądzeni na kary więzienia. Strajk dzieci wrzesińskich odbił się szerokim echem w całej Europie. Zob.: J. Buzek, Historia polityki narodowościowej rządu pruskiego wobec Polaków. Lwów 1909, s. 466—467.

22. „Jeszcze Polska nie zginęła’’. Pieśni patriotyczne i narodowe zebrał Fr. Barański. Lwów. (Było wiele wydań tego popularnego śpiewnika).

23. Towarzystwo Robotników — patrz przyp. 18, Polsko-Katolickie Towarzystwo Rzemieślników (założone ok. roku 1892), Towarzystwo Czeladzi Polsko-Katolickiej (założone ok. roku 1882) i „Jedność”—towarzystwa związane z parafią katolicką.

24. Towarzystwo Śpiewu „Halka” powstało 3 marca 1883 roku z kółka śpiewaczego utworzonego w roku 1880 przez członków Towarzystwa Przemysłowego w Bydgoszczy. Pierwszym prezesem „Halki” był Franciszek Witecki, pełniący tę funkcję w latach 1883—1911. Chór „Halka” istnieje w Bydgoszczy do dnia dzisiejszego. Zob.: Towarzystwo Śpiewu „Halka” w Bydgoszczy. 75 lat pracy społecznej, organizacyjnej i artystycznej. Bydgoszcz 1958, s. 9—18.

25. Dom Polski został zakupiony w roku 1906 przez Spółką Budowlaną ze składek społeczeństwa polskiego. Był on ośrodkiem polskiego życia towarzyskiego, miejscem zebrań polskich towarzystw i amatorskich występów artystycznych, ćwiczeń „Sokoła” itd. Zob.: A. Modłibowski, Wspomnienie o Domu Polskim w Bydgoszczy. „Biuletyn Wojewódzkiego Domu Kultury w Bydgoszczy”. R. 2, 1959, nr 4, s, 343—345.

26. Pierwsze Czytelnie dla Kobiet powstały w roku 1895. Bydgoska Czytelnia dla Kobiet należała do przodujących w całym zaborze pruskim. W latach 1900—1914 liczyła około 1000 członkiń. Czytelnią kierowały Wincentyna Teskowa, Leokadia Weynerowska i Melania Gońska. Zob.: L. Trzeciakowski, Walka o polskość miast Poznańskiego na przełomie XIX i XX wieku. Poznań 1964, s. 167.

27. Ustawa o stowarzyszeniach i zgromadzeniach, uchwalona 4 kwietnia 1908 roku przez parlament Rzeszy, zawierająca tzw. paragraf kagańcowy (§ 12), zabraniający odbywania otwartych zebrań prowadzonych w języku polskim w tych powiatach, w których ludność niemiecka liczyła ponad 40% ogółu mieszkańców, weszła w życie 15 maja 1908 roku. Zakaz odbywania zebrań w języku polskim obejmował m.in. Bydgoszcz. Zob.: J. Buzek, op. cit., s. 435—439.

28. Był to radca szkolny dr Karl Nemitz.

Źródła:  

1. Eugenia Czarlińska, Tajne nauczanie” [w:] „Opowieści bydgoskie”, tom.I. Wydawnictwo Poznańskie, 1970.
 
2. Centrum Informacji Naukowej Sokolstwa Polskiego przy Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” Bydgoszcz - Fordon 
 
3. Warmiński Emil Józef, [w:] Bydgoski Słownik Biograficzny, T.I, s.111. Praca zbiorowa pod redakcją Janusza Kutty. Bydgoszcz 1994.  

czwartek, 6 listopada 2025

Teofil Magdziński (1818-1889)

    Odwiedzając Cmentarz Starofarny w Uroczystość Wszystkich Świętych napotkałem grób Ś.P. Teofila Magdzińskiego - prawnika, konspiratora, działacza demokratycznego na emigracji, uczestnika Powstania Wielkopolskiego z 1846 roku, Wiosny Ludów, Powstania Styczniowego, polskiego polityka, reprezentanta ludności polskiej w pruskiej Izbie Poselskiej oraz w parlamencie Cesarstwa Niemieckiego (II Rzeszy), a także we władzach miejskich Bydgoszczy, gdzie był nieugiętym obrońcą polskości. Założyciela Towarzystwa Przemysłowego w Bydgoszczy. 

    Postanowiłem umieścić jego biogram w Karcie Pamięci Bydgoszczan, która znajduje się po prawej stronie bloga. Oprócz biogramu umieściłem wielce wymowną i płomienną mowę żałobną, którą wygłosił ks. Florian Stablewski przyszły prymas Polski w Katedrze św. Marcina i Mikołaja. Bardzo dużo czytania. Zapraszam do lektury.    
 
    Urodzony 13 października 1818 w Szamotułach w „powszechnie szanowanej” rodzinie Jana, poczmistrza, i Nepomuceny z Halickich (?). W latach 1827—1834 uczęszczał do Gminazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, następnie zapisał się jako wolny słuchacz na wydział filozoficzny uniwersytetu we Wrocławiu (1835). Po egzaminie dojrzałości studiował prawo, lecz po kilku miesiącach został skreślony z listy studentów. Był współzałożycielem i członkiem Towarzystwa Literacko - Sło-wiańskiego we Wrocławiu. Studia prawnicze kontynuował w uniwersytetach w Berlinie i w Lipsku. Czynny był w Kole Studentów Polskich. Po studiach pracował w sądownictwie w Berlinie i w Poznaniu. W tym czasie odbył również służbę wojskową, którą ukończył w stopniu porucznika landwery. Od 1845 roku działał w konspiracji wielkopolskiej Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (TDP). Ludwik Mierosławski wyznaczył go na naczelnika powstania na Żmudzi. Miał zebrać w Rosieniach żmudzkie i wschodniopruskie oddziały powstańcze, zająć Kowno, a po połączeniu się z oddziałami B. Dąbrowskiego z Królestwa Polskiego udać się pod Dęblin. W końcu stycznia 1846 roku wyjechał do Królewca i pod nazwiskiem Wendland przekradł się na początku lutego tego roku do powiatu rosieńskiego, skąd nawiązał kontakt korespondencyjny z przywódcami powstania w Wilnie. Tropiony przez agentów carskich musiał wyjechać 7 lutego 1846 roku do Kłajpedy, gdzie wkrótce został aresztowany przez policję pruską, wywieziony do Poznania i osadzony w cytadeli. Z 20 na 21 kwietnia zbiegł z więzienia i udał się do Francji. Poszukiwany przez policję pruską listem gończym z kwietnia 1846 roku (cechy: wzrost — 178 cm, szatyn, czoło okrągłe, oczy niebieskie, usta i nos — średnie, twarz owalna, blada, uzębienie pełne, szczupły, brak znaków szczególnych, znajomość języków: polski, niemiecki, francuski). We Francji został emisariuszem TDP i jednocześnie pogłębiał wiedzę prawniczą w Sorbonie. W marcu 1848 roku jako zastępca płka Józefa Borzęckiego, dowódcy zorganizowanego we Francji Legionu Polskiego, udał się do kraju. Celu jednak nie osiągnął. Oddział liczący pięćset ludzi został internowany w Aschersleben w Niemczech, skąd następnie Magdziński odprowadził go do Francji. W 1849 roku, korzystając z amnestii, powrócił do kraju i zamieszkał w Szamotułach. Tam związał się Ligą Polską. Domagał się w niej m.in., by naród zajął się wdowami i sierotami po poległych rodakach. Ożeniwszy się w 1851 roku osiadł w zakupionych wcześniej dobrach Imielinko w powiecie wągrowieckim. Nadal utrzymywał kontakty z działaczami narodowymi. Nękany przez policję pruską, opuścił w 1853 roku Wielkie Księstwo Poznańskie i osiedlił się w Królestwie Polskim, gdzie wydzierżawił wieś w powiecie łęczyckim. Wziął udział w powstaniu styczniowym, a po jego upadku, wrócił w 1864 roku do Wielkopolski.

Dziennik Bydgoski z 30 października 1932 roku
 
    Teofil Magdziński w końcu lat sześćdziesiątych XIX wieku zamieszkał w Bydgoszczy przy Posener Strasse 28 (obecnie ul. Poznańska) i rozwinął czynną działalność narodową. Z jego inicjatywy 27 października 1872 roku powstało w tym mieście Towarzystwo Przemysłowe, skupiające rzemieślników, robotników i drobnych przemysłowców. Przy Towarzystwie działały amatorski zespół teatralny, kółko śpiewacze (1880), biblioteka polska i szkółka niedzielna dla uczniów rzemieślniczych. Towarzystwo Przemysłowe w Bydgoszczy należało do najaktywniejszych organizacji tego typu w Poznańskiem, a Magdziński wchodził w skład Rady Przemysłowej (1874), koordynującej działalność towarzystw przemysłowych w zaborze pruskim. Udziałowiec Banku Przemysłowego w Bydgoszczy (drugi z kolei przewodniczący rady nadzorczej). Czynny był również w bydgoskim Towarzystwie Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. Przez szereg lat pełnił w nim funkcję skarbnika. Teofil Magdziński był dla polskich bydgoszczan autorytetem. Reprezentował ich w Radzie Miejskiej i niejednokrotnie upominał się o poszanowanie ich praw. W listopadzie 1871 roku przeciwstawił się projektowi Rady Miejskiej zorganizowania uroczystości rocznicowych z okazji przyłączenia ziem polskich do Prus. „(...) to niegodziwemówiłdrażnić umysły polskie, że rozbiór Polski jest zbrodnią, której nie należy święcić. Przypomniano p. Magdzińskiemu, że Fryderyk Wielki zbudował Kanał Bydgoski. Na to odpowiedział (...), że to nie jest żadną zasługą, bo plany kanału leżały już wykończone u rządu polskiego w Warszawie i Fryderyk Wielki nie byłby potrzebny, gdyby Polski nie rozdarto
 
    W 1873 roku został posłem do pruskiej Izby Poselskiej z okręgu Buk — Kościan. Mandat poselski z tego okręgu sprawował do śmierci. W 1876 roku został ponadto posłem do parlamentu Rzeszy z okręgu Jarocin — Pleszew — Września. W latach 1877—78 reprezentował w tym parlamencie okręg Koźmin — Krotoszyn, w latach 1878—1881 Grodzisk — Kościan — Nowy Tomyśl—Śmigiel, a w latach 1881 — 1889 Jarocin — Pleszew — Września. W sejmie pruskim czynny był w komisji petycyjnej, a następnie w komisji budżetowej. Był parlamentarzystą bardzo aktywnym. Od 1880 sprawował funkcję prezesa Koła Polskiego w parlamencie Rzeszy, a w ostatniej kadencji przed śmiercią był również prezesem Koła Polskiego w sejmie pruskim. W działalności parlamentarnej skupiał się na zagadnieniach gospodarczych, językowych, obrony praw ludności polskiej oraz naświetlaniu stanowiska Polaków wobec najważniejszych problemów politycznych Niemiec. W sejmie pruskim wypowiadał się m.in. w sprawie niesprawiedliwych podatków obciążających robotników (1887), domagał się regulacji rzek Noteci, Warty, Wisły i Niemna, budowy nowych linii kolejowych i połączeń drogowych (1883), środków pieniężnych na rozwój hodowli. Należał do zwolenników ceł ochronnych na produkty rolne (1887). Żądał przestrzegania postanowień kongresu wiedeńskiego wobec ziem polskich. My nigdy przenigdy — wołał w sejmie pruskim — nie wyrzeczemy się naszej przyszłości. W słynnym wystąpieniu na forum parlamentu Rzeszy w październiku 1884 rał dał odprawę kanclerzowi Bismarckowi, zarzucającemu Polakom, iż są buntownikami i sprawcami wszelkich rewolucji, mówiąc: 
 
Co wywołuje powstanie, kto jest sprawcą rewolucji? Oto zawsze tylko ci, przeciw którym te powstania są wymierzone! Kanclerz wyraził się, że Polacy w parlamencie są „obcym żywiołem”. Na to odpowiadam: Jeżeli tutaj uchodzimy za obcy żywioł, czym też rzeczywiście jesteśmy, to musimy zapytać, któż właściwie wcielił ziemie polskie do cesarstwa niemieckiego? Protestowaliśmy przeciwko temu wcieleniu... Nie tworzymy tutaj stronnictwa politycznego, lecz frakcję narodową. Obok obrony interesów materialnych, bez względu jak długo i w jakiej liczbie tutaj będziemy, polega główne zadanie nasze na tem, abyśmy bronili naszych narodowych, uroczyście przeznaczonych nam praw, abyśmy występowali w obronie naszego poniewieranego języka, gnębionego Kościoła — słowem w obronie najświętszych dóbr, jakieśmy po pradziadkach odziedziczyli. Powiedział kanclerz, że tylko pewne sfery polskiej ludności podniecają niezadowolenie — a głównie tak zwana inteligencja, szlachta i duchowieństwo. Niższe warstwy społeczeństwa — a zwłaszcza chłopi — są zdaniem jego zupełnie ze stosunków zadowoleni. Moście Panowie! Proszę Was, przyjdźcie do naszego kraju, bądźcie choć raz świadkami naszych zebrań przedwyborczych — a przekonacie się, jak bardzo w skromnym chłopie polskim rozbudzona jest narodowa świadomość, przekonacie się o naszych prawach, jak ten chłop polski tak samo, jak wyższe stany gotów jest wystąpić w obronie swego języka, świętych praw Kościoła i duchowieństwa, jak nie szczędzi żadnych ofiar i poświęcenia. Żadne środki kanclerza nie zastraszą nas!” 
 
Dziennik Bydgoski z 30 października 1932 roku
 
    W parlamencie Rzeszy protestował przeciw zniemczaniu polskich nazw geograficznych (1887), domagał się przywrócenia języka polskiego w administracji i sądownictwie (1876, 1883, 1886). Występował w obronie uprawnień Kościoła. Opowiadał się przeciwko wydalaniu jezuitów (1872). Krytykował brutalną realizację ustaw antykościelnych na ziemiach zaboru pruskiego (1882, 1884). Na forum parlamentu Magdziński niejednokrotnie przedstawiał stanowisko Polaków wobec różnych politycznych problemów Niemiec. W 1878 roku ostro polemizował z projektem ustawy antysocjalistycznej, nawiązywał przy tym do ustaw wyjątkowych skierowanych przeciw Polakom. W 1880 roku uzasadniał decyzję Koła Polskiego głosującego przeciw wnioskowi feldmarszałka J. Moltkego w sprawie uchwalenia budżetu wojskowego na okres siedmioletni. Zabierał głos w obronie narodowych aspiracji Duńczyków (1885) i Alzatczyków (1887). W połowie lat osiemdziesiątych  Magdziński znalazł się w grupie posłów opowiadających się za zbliżeniem z rządem. Po śmierci cesarza Wilhelma I i objęciu władzy przez Fryderyka III wszedł w skład komisji, która przygotowała w marcu 1888 roku adres wiernopoddańczy do nowego cesarza. Jednak do porozumienia z rządem nie doszło. Na początku 1889 roku Magdzieński krytykował niemiecką politykę kolonialną w Afryce i handel niewolnikami. W latach 1874—1889 był członkiem zwyczajnym Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
 
Zmarł nagle 1 lutego 1889 roku w pociągu w pobliżu Zbąszynia. Pochowany został 6 lutego na bydgoskim cmentarzu Starofarnym. Pogrzeb Magdzińskiego stał się wielką manifestacją narodową. Uczestniczyli w nim wszyscy polscy posłowie do sejmu pruskiego i parlamentu Rzeszy.


Ożeniony z Józefiną Arendt (ślub w 1851), córką Hamilkara, właściciela Dobieszewic w powiecie mogileńskim, miał córkę Izabellę, zamężną za sędzią Kazimierzem Ćwiklińskim.Od 1932 roku jego imię nosi jedna z bydgoskich ulic.   
 
***             
Mowa na pogrzebie ś.p. Teofila Magdzińskiego, prezesa Koła Polskiego w parlamencie i w izbach pruskich wypowiedziana przez księdza Floriana Stablewskiego dnia 6 lutego 1889 roku w kościele parafialnym w Bydgoszczy:
 
„Wszelki tedy, który mnie wyzna przed ludźmi, 
wyznam go ja też przed ojcem moim, który jest w niebiesiech”.
 Mateusz X. 82.


Żałobni Bracia!

 

    Odkąd Bóg wyrzekł: „postanowiono jest człowiekowi raz umrzeć” i odkąd ten wyrok się spełnia co dzień przed oczami naszemi, nie oszczędzając nikogo na ziemi, bylibyśmy powinni już oswoić się z tą myślą. A jednak śmierć naturze człowieka przeciwną, jeżeli grzech lub choroba rozumu jego nie zamąci, dlatego, że nieśmiertelność przeznaczeniem człowieka, że i śmierć ciała jest tylko karą za grzech na ludzkości całej ciążącą.

    Do grozy śmierci łączy się boleść, gdy rozcina węzły krwi lub ducha, gdy żegnać potrzeba drogie sercu osoby, a jeszcze bardziej, gdy śmierć uderza nagle, gdy choroba nie przygotowała na ten cios rozstania, lub gdy wciąż bije w jeden dom. W jedną rodzinę, w jedno koło. Ze ś. p. Teofilem Magdzińskim w przeciągu trzech łat traci szczupły zastęp posłany na obronę praw narodu na piętnastu swoich członków szóstego. Ich mogiły smutne pomnikami naszych walk ubiegłych, naszych nadziei łamanych.
    
   Boleść zaś ta nabiera jeszcze osobnego piętna na straszliwym krajobrazie smutku, na którym śmierć ofiary swe wybiera. Wśród krainy róż i wiosny żal wprawdzie żegnać piękności cuda, w której to życie niosło szczęście, w której i śmierć przynajmniej wśród pogody zstępuje i niezamąconego pokoju. Na naszej ziemi spotyka śmierć wędrowców miotanych trwogą o los i przyszłość ukochanych swoich, o los i przyszłość ukochanej sprawy, wędrowców ginących w tęsknocie za zielenią swej ziemi, wędrowców, którzy jakoby w nocy podbiegunowej widzą w okół siebie tylko śnieżny biały całun i krakanie ptactwa złowieszczego tylko słyszą nad głowami swojemi i wyjącą burzę i piorunów bicie. Umierają, a nie słyszą skowronka, wiosny zwiastuna, nie czują ciepłego jej tchnienia, lecz słyszą jęk z milionów piersi pokolenia, co więcej cierpi jak ono za dni Mojżesza na pustyni, lub ono za dni Jeremiaszowych w Babylonie. Gasnący wzrok tych, co odchodzą z tej ziemi smutku, pada nie tylko na świetność i wielkość minioną, na nędzę i poniżenie obecne, nie tylko na Syon nasz ukochany w gruzach, ale patrzeć musi jak obca ręka z fundamentów Syonu cegiełkę po cegiełce rozrzuca, jak je rozbija i kruszy, aby nie mogły służyć na przyszłość, jak ślad, pamięć nawet przeszłości zaciera. Czyż i nam tak przyjdzie umierać wśród tej ciemnej nocy na pielgrzymce, wśród której każdy pyta: rychłoli kres będzie cierpień tego pokolenia? Odpowiedzią tylko tajemnicze, ponure milczenie.

    Z takiem uczuciem przyjęliśmy wieść o nagłej śmierci ś. p. Teofila. Znów nam więc ubył jeden z braci, a wiernych synów tej ziemi, który sobie chciał oczy wypatrzeć za słońcem, a nie ujrzał nawet jutrzenki...

    Stanął przed Sędzią swoim zdać sprawę ze żywota swego, stanął nagle, a jednak mamy w miłosierdziu bożem nadzieję, że Bóg tej duszy od Siebie nie odepchnie, że ją uzna za swoją.

    Zbawiciel powiedział: Wszelki tedy, który mnie wyzna przed ludźmi, wyznam go ja także przed Ojcem moim, który jest w niebiesiech. Co znaczy atoli wyznawać Chrystusa przed ludźmi? Znaczy to: dawać świadectwo prawdzie, którą zniósł z nieba, znaczy to: myśli swoje, siły swoje, serce swoje, rozum swój oddać w usługę tych prawd, a oddać bez żadnej ziemskiej nagrody, trwać w niej i wśród zwątpienia jednych, a złości i szyderstwa drugich. Kto służy sprawie sprawiedliwej, sprawie, która się opiera na prawdzie bożej, kto jej służy z myślą o Bogu i wedle woli bożej — służy Chrystusowi, wyznaje i wielbi Chrystusa samego, ten zaś, który wytrwa do końca, zbawion będzie (Mt.X, 22). Kto służy sprawiedliwej sprawie w życiu swojem spełnia, czego od niego żąda Bóg, gdy mówi: Bojuj dobry bój wiary i dostępuj żywota wiecznego, do którego jesteś wezwany wyznałeś dobre wyznanie przed wielą świadków” (I list do Tymot. VI. 12.).

    Ś. p. Teofil Magdziński sprawował to dobre wyznanie przed wielą świadków, od lat młodzieńczych służył sprawie nieszczęśliwego narodu swego zawsze z myślą o Bogu i wedle woli Bożej. A służył jej darmo, tak iż nie pytać się nad trumną jego czem był, nie o dostojeństwa i godności światowe, ale zapytać się tylko trzeba, jak służył tej sprawie.

    Ś. p. Teofil Magdziński urodził się 1818 roku w Szamotułach ze zamożnych, w mieście i okolicy powszechnie poważanych rodziców. Szkoły ukończył w gimnazyum Maryi Magdaleny w Poznaniu, a na uniwersytecie berlińskim słuchał prawa. Miłych form, pięknej powierzchowności, serdeczny towarzysz stał się prędko ulubieńcem kolegów. Konspiracya roku 1846 wyrwała go z karyery prawniczej. Magdziński łudził się z wielką częścią synów tej epoki nadziejami obcej pomocy i mniemał, że nie pracą wolną nad ludem, nie utwierdzaniem podstaw bytu narodowego, ale pchnięciem gwałtownem i poruszeniem ludu dochodzi się do celu. Z więzienia uszedł do Francji, gdzie zawiązał stosunki z najwybitniejszymi członkami emigracyi i zachował je w późne lata. Rok 1848 zastał go w Paryżu. Sam mi opowiadał, jak w czasie rewolucyi fala ludu wniosła go do pałacu królewskiego, jak tam patrzał własnemi oczyma na gruchotanie tronu Ludwika Filipa. Łagodność wrodzona sercu zachowała go jednakże od skrajnych prądów i zaciekłości stronniczej. Gdy nadzieje wojny z Rosyą poruszyły serca emigracyi, postanowiła jej część podążyć do Prus pieszo przez Niemcy. Jak wielkie zaufanie zdołał sobie już w on czas zjednać Magdziński, najlepszym dowodem, że chociaż nie wojskowego, obrano przewodnikiem legionu.

    Rządy jednakże prędko się zoryentowały i mimo sympatyi ludu niemieckiego internowano oddział, z którego puszczano pojedynczo każdego w drogę.

    Gdzież się podziała owa sympatya ludu niemieckiego dla naszej sprawy? Wielkość i tryumfy zagłuszyły głos serca, które jeszcze bije chyba w piersi katolickich Niemiec i odzywa się tylekroć tak wymownie przez usta sędziwego wodza niemieckich katolików dla nieszczęśliwej sprawy.

    Młody człowiek w roku 1848 tak wielką miał powagę, iż w Lidze zwracał na siebie powszechną uwagę. On to też tamże postawił wniosek, aby naród wdowami i sierotami po poległych się zajął.

    W roku 1851 ożenił się z dziś w tak ciężkiej boleści owdowiałą Józefą z Arendtów. Próbował w Księstwie najpierw, a potem w Królestwie ziemiańskiego zawodu. W roku 1803 znów wziął udział w tajnej organizacyi narodowej, a przeznaczony na naczelnika Litwy i Żmudzi, po upadku powstania nie czuł się bezpiecznym i powrócił do Księstwa.

    Od lat 20 osiadlszy w Bydgoszczy, w początku skupił tutaj swoje siły i służył sprawie narodowej czynnie w rozmaitych towarzystwach, a kościołowi długo jako przewodniczący dozoru kościelnego. W roku 1873 wstąpił do pruskiej Izby, a w 3 lata potem do parlamentu niemieckiego, czem zajął wybitniejsze stanowisko w narodzie. Pozostał mu tutaj zapał młodzieńczy, który się u niego stopił i przelał w uczucie obowiązku, którego na tym posterunku był wzorem. Pełnienie tego obowiązku nie uważał za ofiarę, ale za własną życia i serca potrzebę. Miał na tem polu szczególniej dwie zalety: pilność i wytrwałość. Do mówienia nie był skory, lecz tylko, gdy konieczna była potrzeba, albo w pewnych językowych sprawach, które sobie rezerwował. Występował jednakże we wszystkich ważniejszych chwilach tak w parlamencie jak i w Izbie. Gdy od sądownictwa i urzędów rozpoczęto rugowanie języka, Magdziński ze zastępem niestety zmarłych już prawie wszystkich mówców owej chwili zabierał głos odważnie. W jednej z tych mów wywiódł najgruntowniej może kwestyą traktatów poręczających nasze prawa językowe, ale oparł się w niej nie mniej silnie na zasadach prawa, ludzkości i sprawiedliwości. Dał tamże w obec Niemców wytyczne polityki naszej: ratowanie naszej narodowości — bez nienawiści do obcych narodowości. Wypowiedział śmiało wiarę w ostateczne zwycięstwo tej zasady, jako zasady prawa i sprawiedliwości odwiecznej. Stał na stanowisku traktatów i kongresu wiedeńskiego, jako na jednej z podstaw obrony, ale nie zamykał oczu na potrzeby materyalne naszego społeczeństwa, był za tym, aby z każdego prawa korzystać, każdej najmniejszej pozycyi bronić. Bronił też wielekroć fachowych drobnych spraw n. p. przy ordynacyi drożnej. Co rok w interesie ludu śledził i wytaczał sprawę tłumaczy sądowych. W parlamencie zaś niemieckim po kilkakroć przypominał, żeśmy nie ostatnim ze szczepów słowiańskich, ze zachodnią cywilizacyą związanym.

    Znał technikę parlamentarną doskonale, informował się pilnie o toku spraw i służył Kołu informacyą swoją. Spokojny w dyskusyi, miłych form w obejściu w Izbie nie miał nieprzyjaciela osobistego, podczas gdy wszyscy go lubili. Wiele lat był członkiem najważniejszej komisyi, bo budżetowej i konwentu seniorów. Najwyższym zaś dowodem zaufania, jakim go odznaczyli ziomkowie, wynagradzając tem i obowiązkość jego, a zarazem prawość charakteru i zacność jego osobistą, był zaszczyt wyboru na prezesa Koła najpierw w parlamencie niemieckim, a w niniejszej kadencji w Izbach pruskich.

    Był to mąż czystych intencji, szczery, bez obłudy, słowem, mąż dobrej woli. Ta dobra wola i dobra wiara towarzyszyła mu na onych dla narodu w skutkach tak bolesnych drogach podziemnych, tą dobrą wolą odznaczył się i na otwartej widowni parlamentarnej służby. Nie umiał nieraz utaić swego uczucia, sercem się nieraz tylko rządził, ale dość było patrzeć w dniach ciężkich ciosów na sprawę naszą na oblicze jego, aby uszanować w boleści jego miłość jego. Nie tracił jednakże nadziei choć szaniec po szańcu upadał, a coraz lepiej pojmował, że przy obronie trzeba się nieraz skupić i ścieśnić, trzeba umieć i oddech zatrzymać, aby tętna serca nie słyszano przy wysiłkach dźwigania i obrony resztek sił narodu.

    Syzyfową prawdziwie pracą od lat tylu ta obrona nieszczęsnego narodu. Głaz okropny toczyć w górę potrzeba, a on spadał i spada napowrót coraz głębiej i ciąży coraz bardziej na nas. Duch zniszczenia po drodze swojej druzgoce wszystko co napotyka i nie wstrzyma się, póki Bóg nie powie Swojego słowa: obaczcież, żem ja jest sam, a nie masz inszego Boga, oprócz mnie, ja zabiję y ja ożywię, zranię y ja zleczę: a nie masz kto by z ręki mojej mógł wyrwać (Mojżesz Deuteron. XXXII, 36.). Aby dotrwać, a nie pierzchnąć i nie rzucić hasła rozsypki, aby „wyznać, a nie zaprzeć się”, aby iść, a nie upaść w przepaście duchowe, z których nie masz powstania, a znaleźć drogę, na której większe bezpieczeństwo ratunku dla resztek skarbów narodu, a mniej strat i klęsk, wysiłku trzeba i ducha i serca dla tych, którzy powołanie służby i odpowiedzialności na każdem wybitniejszem stanowisku w takiem położeniu narodu sumiennie pojmują.

    Gdy wtem umęczeniu ducha, w tej walce, w której serca strudzone gorzej niż ciała, miotają jeszcze i swoji kamienie wyrzutu lub po twarzy, gdy się w niej część życia zostawia, a śmierć tak przedwcześnie łamała i łamie wśród walk i boleści lat ostatnich mężów tylu na stanowisku najtrudniejszej obrony, dla tych, co chcą wytrwać czy na tem stanowisku, czy gdziekolwiek ich Bóg postawił, za całą silę starczyć musi uczucie obowiązku dla sprawy nieszczęśliwej, głos woli Bożej i ten głos sumienia, że się niczego nie szuka, jak służby dla sprawiedliwości, a więc i służby dla Boga, który sprawiedliwy jest i miłosierny. Siłą naszą i nadzieją, że jeśli dla Niego ucierpiemy: spół też królować będziemy, jeżeli się zaprzemy i on nas się zaprze (II do Tymot. II. 12.).

Florian Stablewski herbu Oksza (ur. 16 października 1841 we Wschowie, zm. 24 listopada 1906 w Poznaniu) – polski duchowny rzymskokatolicki, poseł do sejmu pruskiego w latach 1876–1891, arcybiskup metropolita gnieźnieński i poznański oraz prymas Polski w latach 1891–1906
 
    Zesłał Pan Bóg krzyż ciężki na nas, tak ciężki, że naród pod nim omdlewa, że mu tchu już braknie, a jednak wszystko, a więc i ten krzyż, ma w rządach Bożych na święcie swój cel i ma też swoje powody głębsze, których oko nasze nie dostrzega dzisiaj. Wola Boża w tym krzyżu, więc go nam dźwigać nie we łzach samych, lecz w duchu ofiary. Zrozumiał to jeden z wieszczów narodu i z wyżyn swojego natchnienia każe Anhellemu mówić: Boże prosimy Cię, aby nasza męka była odkupieniem... przebacz nam, że ze smutkiem krzyż dźwigamy i nie weselimy się jak męczennicy — bo nie powiedziałeś nam, czy męka nasza policzoną nam będzie za ofiarę, lecz powiedz, a uweselimy się....

    Ach! będzie policzoną jako ofiara, ale wtedy tylko, gdy sprężymy serca tych wszystkich, którzy pracują z myślą dla narodu, będą lśniącej czystości, gdy stara rdza z nich się zetrze próżności i prywaty, gdy jak stal będą twarde, gdy pług łamać się nie będzie o twardą opokę naszej dawnej wygody i dawnego lenistwa. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Jeśli czystym sercom zapewnioną obietnica oglądania samego Boga w chwale Jego majestatu, to i na ziemi czystym sercom w tej pracy Bóg błogosławić będzie, rozjaśni źrenicę ich oka, tak, iż będą umieli znaleść z pomiędzy wszystkich rozstajnych zawsze pewną i bezpieczną dla narodu drogę. Póki to nie nastąpi, będzie naród się błąkał, będzie się hasłami przeróżnemi i zwodził i trwożył, będzie pot wylewał na łan narodowej swej pracy daremnie, będzie rzucał ziarno daremnie. Ziarno na niwie wieków trwały i zdrowy plon tylko wydaje z pracy czystego serca. Jej tylko Bóg zapewnia Swoje błogosławieństwo czasu wiosny Swej łaski, chociaż na nią wieki nieraz czekać należy.
 
    I myśmy! bracia — towarzysze wspólnej pracy i wspólnej boleści — siewce dla żniwa, którego Bóg tylko wie, czy jego czas bliski, czy daleki. Więc nie trwóżmy się, gdy mówią, że siewów naszych nie widać plonu. Niechaj dla tego nawet zimno braci nas owionie, niechaj naród o nas zapomni, niech się spełni ta smutna przepowiednia wieszcza, że Ci, co dźwigali ciężkich krzyżów brzemię — I gór tylko widzieli obiecaną ziemię — zapomnieni będą — niechaj nawet z mogił naszych samotnych nie pozostanie śladu — byleby Bóg policzył i te walki ducha i te cierpienia serca na karbie narodu, byleby je przyjął jako maleńką ofiarę!

    Ś. p. Teofila zabijała ta walka po woli. Skarżył się ostatniemi dniami ciężko jeszcze na jej gorycze, lecz prawdziwie dotrwał do końca. W przeddzień jeszcze wyjazdu i śmierci swojej syn nieszczęśliwej Polski rzucił i swoje słowo z trybuny za biednymi niewolnikami w Afryce i w imię chrześcijaństwa i cywilizacji myśl ich swobody poparł.

    Zmarł prawdziwie jak żołnierz na posterunku, bo na pół doby przed swoją śmiercią we ważnej naradzie brał udział.

    Wierny syn Polski wiernym był synem Kościoła, który obowiązków swoich dla niego nie lekceważył, który nie tylko głośno na trybunie i w obradach Koła stanowczo zawsze Chrystusa wyznawał, bo praw Kościoła Jego bronił gorąco, — ale i w życiu prywatnem wiedział, że w posłuszeństwie dla przykazań Bożych wiara się objawia. O gorliwości jego katolickiej niech tylko ten jeden szczegół świadczy, iż w Berlinie post zachowywał najściślej i niewzruszenie, mimo, iż według praw tamtejszej dyecezyi nie miał do tego obowiązku.

    Małżonek pełen miłości, delikatności równie czułym był ojcem; żadna ofiara pod tym względem nie była mu za trudną. Podczas ostatniej ciężkiej choroby ukochanej swej jedynej córki przez czternaście tygodni jej łoża niemal nie odstępował i mówił mi, że tylko laska Boża w tym wieku jemu te siły dawała.
 
Dziennik Bydgoski z 30 października 1932 roku

    Zabrał go Bóg tak nagle z pośrodku nas i serce nasze się ściska boleścią i trwogą. Taka śmierć bowiem zawsze serca nasze przeraża jeszcze osobną boleścią, mimo, że Zbawiciel nas ostrzega tylekroć, że nie wiemy dnia ani godziny. Zabrał go Bóg, gdy taki brak rąk do pługa. Usuwają się męże jedni po drugich wypróbowani i doświadczeni, usuwa się ziemia z pod stóp naszych, usuwa się lud i ciągnie niby ptactwo wędrowne przez morze i obcych szuka gniazd, bo w swojem mu biedno i duszno, a ci co pozostali, plączą nad Babylonu już nie rzekami, ale nad brzegami morza, które nas zalewa. A widok spustoszenia okropny. Coraz głębiej zapada wszystko, co nam drogie, tak, iż pokusa przychodzi wołać: Panie, dosyć nam — weźmij duszę moją (III Król. XIX, 4.). Więc nadstawmy ucha na to, co w takiej chwili do nas woła głos wieszcza, który nawet imię swoje długo ukrywał, a który Boga i Polskę tak gorąco kochał: Smutno mi nadzwyczaj, ale darmo — na ostatniej desce rozbitego okrętu jeszcze wołać będę — Polska a zacność! Polska a cnota! I jeżeli trzeba zatonąć, zatonę, ale wiem i wierzę, chociażby nikt już na oceanie wód nie był widnym, jedno pustynie wód, z fal jeszcze wstaną, z piany morskiej się podniosą w tchu Bożym prawi Polacy i krzyk ten wzniosą(Zugmunt Krasiński). Z wyżyn poezji i zniżywszy się na ziemię brzmi to słowo: cnota w służbie narodu. Cnota, w której się mieści wytrwałość i cierpliwość, ta pani niedoli, co gmach swój dźwiga, z niczego, powoli.” — z którą, „gdy ufność połączysz imieniowi Bożemu, przeżyjesz i marnych i złośliwych i grzesznych — cnota, przez którą, gdy będziesz i widomie uwielbiał i wyznawał Boga przed światem, w niebiosach odbierzesz dla siebie i za sobą Chrystusa świadectwo.

    O tę cnotę w służbie narodu prośmy Boga wszyscy dla siebie, a dla tego drogiego zmarłego brata naszego za jego cnotę o miłosierdzie i nagrodę we wieczności przez Jezusa Chrystus Pana naszego. Amen.
 
Źródła
 
Magdziński Teofil, [w:] Bydgoski Słownik Biograficzny, T.II, s.96. Praca zbiorowa pod redakcją Janusza Kutty. Bydgoszcz 1995.   
 
Mowa na pogrzebie ś.p. Teofila Magdzińskiego, prezesa Koła Polskiego w parlamencie i w izbach pruskich wypowiedziana przez księdza Floriana Stablewskiego dnia 6 lutego 1889 roku w kościele parafialnym w Bydgoszczy. Poznań, 1889.  
 
Kłosy: czasopismo ilustrowane, tygodniowe, poświęcone literaturze, nauce i sztuce 1889.02.09 (21) T.48. Warszawa, 1889.  
 
„Abp Florian Stablewski - w walce o narodowe przetrwanie Wielkopolski” - Facebook, dostęp: 05.11.2025. 

Dziennik Bydgoski, 1932, R.26, nr 251

Wikipedia.pl